środa, 29 lutego 2012

'Scream 4'

Czwarte części "Die Hard" i "Indiany Jonesa" (filmy same w sobie nienajgorsze, ale niewyobrażalnie wtórne) tak skutecznie zniechęciły mnie do czwartych części, że z obejrzeniem czwartej części 'Krzyku" czekaliśmy aż do teraz. A przecież oryginalny "Krzyk" (może nawet "Krzyk" i "Krzyk 2") to jeden z moich ulubionych filmów, bez wątpienia jeden z ważniejszych filmów lat 90-tych.

I nie o to chodzi, że jestem jakimś szczególnym koneserem slasherów/horrorów - bo nie jestem, żadnej "Piły" na przykład nie obejrzałem. Ale "Krzyk" zachwyca mnie misterną konstrukcją scenariusza: jak film, który jest pastiszem, równocześnie sam działa jako wciągające widowisko; jak elementy "meta" służą akcji, zamiast ją rozbijać; jak wszystkie wskazówki niezbędne do rozwiązania zagadki są podawane widzowi - wielokrotnie - a mimo to praktycznie nie ma on szansy na jej samodzielne rozwiązanie. Jednym zdaniem, jeśli kochamy postmodernizm, to właśnie z powodu takich dzieł.

"Krzyk 2", w tym samym duchu, był rozprawką na temat sequelu: jak opowiedzieć nową historię, bazując na sile części pierwszej. Nie ma już tej mocy co oryginał, ale i tak wygrywa, ponieważ o tym właśnie opowiada: sequel nie może już zaskoczyć w ten sam sposób, co oryginał. ("Krzyk 3" natomiast był próbą stworzenia wielkiego finału trylogii, ale nie pisał go Williamson, więc nie do końca się liczy.)

Część czwarta przypomina najbardziej właśnie dwójkę w wariancie ekstremalistycznym: praktycznie każda scena odwołuje się do oryginalnej trylogii: jest do niej nawiązaniem bądź wręcz cytatem. Tylko, że - w przeciwieństwie do 'Die Hard' czy 'Indiany' - jest to częścią konwencji: cała zabawa polega na tym, co nas zaskoczy pośród 'standardów'. Jeśli ktoś taką zabawę lubi, będzie mu się 'Krzyk 4' podobał. Ja lubię, nawet bardzo: po następne części (jeśli się pojawią), sięgnę znacznie szybciej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz