Dlaczego warto chodzić do kina na filmy dla dzieci?
Na pixary i inne takie to wiadomo: genialna animacja i cała warstwa komediowych odniesień do rzeczy, których dzieci jeszcze nie widziały.
A na takie europejskie, z budżetem tak kiepskim, że na modele 3D nie starcza kasy(*)?
Uwaga, spoilery.
Bo może się zdarzyć, że Wacuś I, król Słonecznej Krainy, popadnie w tak głęboką depresję, że zacznie go irytować niepasujące do jego nastroju lazurowe niebo. I wynajmie na specjalny występ stado owiec-gwiazd, owiec-celebrytek. Wiewiórki-żołnierze dokładnie każdą z nich ocenią pod względem miękkości i czystości wełny, a następnie... posmarują klejem, wsadzą na katapultę i wystrzelą w niebo. Tam owieczki uformują sztuczne obłoczki.
Gdyby ktoś potrzebował mocniejszej dawki: po jakimś czasie owce (podżegane przez krówkę, jedną z głównych bohaterek), jednak się zbuntują, zrobią z własnej wełny spadochrony na drutach i zdesantują na zamek króla Wacusia - ostrzeliwane przez żołnierzy-wiewiórki ananasami wystrzeliwanymi z katapult.
Oto, dlaczego.
(*)W całym filmie, oprócz pięciorga głównych bohaterów, możemy jeszcze zobaczyć króla Wacusia (byka) oraz stado z grubsza identycznych owiec i nieprzeliczone oddziały z grubsza identycznych wiewiórek. W niczym to nie przeszkadza, a właściwie tylko podnosi surrealizm, kiedy lunatykujący król Wacuś mruczy pod nosem "Mamusiu, co tu robią wiewiórki? Wiewiórki, wiewiórki, wszędzie wiewiórki."