sobota, 11 sierpnia 2012

Planszówki w Bieszczadach

Rozmiary walizek zwykle zachęcają do ograniczania rozmiarów zabieranych w podróż gier. Całkiem dobrze działają w tych sytuacjach małe karcianki oraz piramidki Icehouse'owe.

W tym roku nie było inaczej. "6. nimmt" zrobiło oczywiście furorę jako gra "do grilla" dla towarzystwa o zerowym stopniu doświadczenia (Kramer powinien za tą grę złoty medal dostać). "Famiglia" zaintrygowała Anię, która normalnie gier karcianych nie lubi - najwyraźniej pomogło tu, iż Friese ograniczył liczbę "supermocy" do czterech sztuk. Gra w ogóle zasługuje na uwagę - coś jakby deck/tableau building, ale mechanicznie bardziej zbliżony do klasycznych gier karcianych - za to w rozgrywce trzeba myśleć zdecydowanie mocno strategicznie. (Tu w ogóle należą się podziękowania Mateuszowi, który przypilnował, abym tej ciekawej gry nie przegapił.)

W kategorii gier logicznych rozgrywalnych piramidkami było za to kilka rozczarowań. "Splut!" okazał się niegrywalny po bliższej lekturze zasad (szczegółów jak mrówków plus niejasności). "Pogo" niczym nie porwało, w dodatku okazało się kłopotliwe do rozgrywania piramidkami (potrzeba właściwie 6 identycznych piramid w każdym kolorze). "Logger" trochę zaintrygował, ale po trzech grach nie bardzo wiadomo, jak w to grać (zwycięstwa bardzo jednostronne). Sytuację nieco ratowali w tych okolicznościach klasyczni "Pikemen" (oh, le abstract fantastique!). Ale najlepiej wypadł "Space Walk", czyli dornowska wariacja na temat mankali. Oryginalna mankala też nie jest zła, ale jeśli się ziarenka podzieli między graczy i dodatkowo zróżnicuje (oraz doda ograniczoną możliwość łamania zasad), to wychodzi gra logiczna brutalnie konfrontacyjna. Godne polecenia. (Co ciekawe, jeśli dobrze rozumiem, Ravensburger wydał też polską edycję tej gry w roku 1999. Nigdy na oczy nie widziałem.)

Aha - i jeszcze pojechał z nami "Kingpin". Tradycyjnie ruska mafia (pod wodzą Ani) rozjechała mafię italską.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz