sobota, 20 kwietnia 2013

'Antike Duellum'

Nie pisałem jeszcze, a powinienem: Antike Duellum jest znakomite. Euro, w które gra się jak w grę wojenną i równocześnie gra wojenna, w którą gra się jak w euro. [Znaczy, podoba się i mężczyznom i kobietom :) ] Przejrzysta plansza, eleganckie drewniane znaczniki, przydatne karty pomocy. Niby abstrakcyjny rondel, a klimat wojen punickich kipi. No dobrze, angielski przekład mógłby być lepszy, ale da się doczytać. No i pierwsze partie potrafią trwać niepokojąco długo (w naszym przypadku: ponad 3 godziny), ale po kilku partiach schodzi się do normalnych czasów.

Obowiązkowo.

'Ashes to Ashes'

Pamiętamy 'Life on Mars', prawda? Detektyw Sam Tyler, potrącony przez samochód, budzi się w 1973 i podejmuje pracę w policji w Manchesterze. 'Ashes to Ashes' dotyczy analogicznej sytuacji: londyńska policjantka Alex Drake, zastrzelona, budzi się w roku 1981, gdzie pracuje jako detektyw, usiłując równocześnie wrócić do swoich czasów.

Pierwszy sezon jest z grubsza podobny do 'LoM': Alex usiłuje zapobiec tragedii, którą przeżyła w dzieciństwie: jej rodzice zginęli w wybuchu bomby. Nawet rozwiązanie zagadki jest dość podobne, jak u Tylera, gdyż dotyczy ojca Alex.

Sezon drugi nieco zmienia kierunek, wprowadzając postać Martina Summersa, który dotknięty jest tym samym zjawiskiem i wydaje się znać jego naturę.

Sezon trzeci natomiast wreszcie daje widzom to, na co czekali od początku: wyjaśnienie. Co prawda z początku powolne 'rozmontowywanie' świata i przesuwanie w kierunku mniej realistycznym zaczyna budzić niepokój, że całość rozejdzie się w surrealistyczno-mistycznym bełkocie. Nic z tych rzeczy: finałowy odcinek odpowiada na wszelkie pytania w sposób jasny i precyzyjny, choć oczywiście transcendentny.

Generalnie: trzymające w napięciu scenariusze, znakomici aktorzy, najlepsza muzyka z epoki, dialogi skrzące humorem - i sporo niepokojących pytań, czasem nawet z odpowiedziami. Oglądać, nie pytać.

Space Soap Opera

'The Gods Themselves' to książka, którą Asimov napisał w odpowiedzi na zarzuty, jakoby nigdy nie poruszał w swych książkach tematu kosmitów ani seksu. Dostajemy właściwie trzy książki w jednej - albo lepiej jedną historia opowiedzianą w trzech zupełnie różnych odsłonach. Najpierw mamy opowieść ze środowiska nauki, w której młody naukowiec wysuwa tezę, że wspaniałe pompy elektronowe stanowią zagrożenie dla naszego Wszechświata. Rzeczona pompa to świetny wynalazek, pozwalający czerpać energię z różnic praw fizyki między różnymi wszechświatami (i jest to, prawdę mówiąc, najciekawszy element tej książki). Działanie pomp zostało zainicjowane przez istoty z innego wszechświata i o nich właśnie opowiada część druga. Poznajemy z bliska życie codzienne tych trójpłciowych istot i choć całkiem tragicznie nie jest, to mocno zalatuje miejscami melodramatem. W końcu poznajemy rozwiązanie zagadki ich cyklu życiowego oraz natury pompy elektronowej i w części trzeciej wracamy do naszego wszechświata. Nie na Ziemię jednak, a na Księżyc - i nie do młodego naukowca z części pierwszej, ale innego uczonego, wspomnianego wcześniej przelotnie. I okazuje się ni stąd ni zowąd, że książka w ogóle jest o tym, że kolonia na Księżycu (o której istnieniu wcześnie nie wiedzieliśmy) chce się wyzwolić spod wpływów Ziemi.

Generalnie, jest parę fajnych pomysłów, ale opowiedziane to jest jakoś dziwacznie.

(Tak przy okazji, to wydaje mi się, że właśnie takich trójpłciowych/bezpłciowych kosmitów dotyczy ostatni akapit 'Fundacji i Ziemi'. Tyle powstało książek okołofundacyjnych, dlaczego nikt się nie pokusił jednak o sequel?)

'Nemesis' z kolei jest jeszcze słabsze. Niby opowiada o rozwoju ludzkiej cywilizacji - powstaniu pierwszych osiedli pozaziemskich i odkryciu napędu hiperprzestrzennego oraz ścieraniu się różnych koncepcji kolonizacji. Ale tak naprawdę większość książki wypełnia melodramat: mąż i żona, rozdzieleni przez kosmiczną politykę (obydwoje już w nowych parach) oraz ich nastoletnia już córka, obdarzona szczególnym talentem, który zaważy na losach ludzkości. Nie czyta się źle, ale jednak ciągnie się miejscami mocno i nie oferuje szczególnie efektownego zakończenia.

Nemo

Wielkiej trylogii Verne'a tom drugi i trzeci.

'20000 mil podmorskiej żeglugi' od początku ma inny klimat niż 'Dzieci kapitana Granta'. Zamiast podróżniczej przygodówki dostajemy jakby science-fiction, kiedy Nemo z dumą oprowadza Aronaxa po swoim statku kosmicznym, przepraszam, łodzi podwodnej. Ale ten obiecujący początek przeradza się niestety w przeraźliwie nudny opis podróży po siedmiu morzach - popłynęliśmy tu i tu, zobaczyliśmy następujące zwierzaki/rośliny pływające (tu katalog w kolejności alfabetycznej). Pewnie, wzbudza podziw fakt, jaki potężny research autor musiał wykonać (choć tłumacz w przypisach co i rusz poprawia błędy Verne'a), ale na jakość fabuły się to nijak nie przekłada. Oglądają zatopioną Atlantydę, z czego nic nie wynika. Atakują ich ośmiornice (w trakcie walki ginie jeden bezimienny marynarz). A potem Nemo zatapia jakiś statek (nie wiadomo jaki i nie wiadomo czemu). A na koniec uciekają, a Nemo wraz z Nautiliusem prawdopodobnie tonie (akurat!).

Z grubsza rzecz tłumaczy posłowie, którego autor wysuwa tezę, że Verne to autor popularnonaukowy, a nie fantasta. W tym jednym przypadku zdecydowanie się zgadza...

'Tajemnicza wyspa' natomiast to zupełnie inna para kaloszy. Ludzie lecą balonem nad oceanem, ale balon schodzi coraz niżej. Czy dolecą do lądu? Ale zaraz, skąd się tu w ogóle znaleźli w tym balonie? Ano uciekli z miasta oblężonego podczas wojny secesyjnej. Ale oto dotarli do brzegu, ale jednego brakuje, wpadł pewnie do wody, trzeba go szukać... I tak dalej: akcja pomyka z kopyta, niczym 'Lost' :) Potem zwalnia minimalnie tempa, ale nie przestaje wciągać: opis, jak w pięciu ludzi można urządzić dobrze prosperująca kolonię w ciągu półtora roku, jest zwyczajnie fascynujący. I nie przeszkadza nawet, że bezludna wyspa oferuje bogactwa naturalne, które w naturze nigdy by na jednej wyspie nie wystąpiły (nawet laik się zorientuje po pewnym czasie). Za to akcja oferuje tajemniczego mieszkańca wyspy, który pomaga bohaterom w dramatycznych przypadkach. Potem pojawia się rozbitek, znajomy z lektury 'Dzieci kapitana Granta'. I kiedy czytelnicy czekają na kłopoty, jakie sprawi (znając podłość tego człowieka), autor pozwala mu przejść przemianę. A gdy klimat staje się zbyt optymistyczny, akcja znowu przyspiesza i do końca już nie zwalnia: pojawiają się piraci, potem ujawnia się kapitan Nemo, a potem rozbitkowie stawiają czoła największemu przeciwnikowi: wulkanowi. Znaczy, dzieje się dużo, akcja cały czas zaskakuje i ciężko się oderwać.

Prawdopodobnie najlepsza książka Verne'a i generalnie rzecz godna polecenia dla każdego.