sobota, 20 kwietnia 2013

Nemo

Wielkiej trylogii Verne'a tom drugi i trzeci.

'20000 mil podmorskiej żeglugi' od początku ma inny klimat niż 'Dzieci kapitana Granta'. Zamiast podróżniczej przygodówki dostajemy jakby science-fiction, kiedy Nemo z dumą oprowadza Aronaxa po swoim statku kosmicznym, przepraszam, łodzi podwodnej. Ale ten obiecujący początek przeradza się niestety w przeraźliwie nudny opis podróży po siedmiu morzach - popłynęliśmy tu i tu, zobaczyliśmy następujące zwierzaki/rośliny pływające (tu katalog w kolejności alfabetycznej). Pewnie, wzbudza podziw fakt, jaki potężny research autor musiał wykonać (choć tłumacz w przypisach co i rusz poprawia błędy Verne'a), ale na jakość fabuły się to nijak nie przekłada. Oglądają zatopioną Atlantydę, z czego nic nie wynika. Atakują ich ośmiornice (w trakcie walki ginie jeden bezimienny marynarz). A potem Nemo zatapia jakiś statek (nie wiadomo jaki i nie wiadomo czemu). A na koniec uciekają, a Nemo wraz z Nautiliusem prawdopodobnie tonie (akurat!).

Z grubsza rzecz tłumaczy posłowie, którego autor wysuwa tezę, że Verne to autor popularnonaukowy, a nie fantasta. W tym jednym przypadku zdecydowanie się zgadza...

'Tajemnicza wyspa' natomiast to zupełnie inna para kaloszy. Ludzie lecą balonem nad oceanem, ale balon schodzi coraz niżej. Czy dolecą do lądu? Ale zaraz, skąd się tu w ogóle znaleźli w tym balonie? Ano uciekli z miasta oblężonego podczas wojny secesyjnej. Ale oto dotarli do brzegu, ale jednego brakuje, wpadł pewnie do wody, trzeba go szukać... I tak dalej: akcja pomyka z kopyta, niczym 'Lost' :) Potem zwalnia minimalnie tempa, ale nie przestaje wciągać: opis, jak w pięciu ludzi można urządzić dobrze prosperująca kolonię w ciągu półtora roku, jest zwyczajnie fascynujący. I nie przeszkadza nawet, że bezludna wyspa oferuje bogactwa naturalne, które w naturze nigdy by na jednej wyspie nie wystąpiły (nawet laik się zorientuje po pewnym czasie). Za to akcja oferuje tajemniczego mieszkańca wyspy, który pomaga bohaterom w dramatycznych przypadkach. Potem pojawia się rozbitek, znajomy z lektury 'Dzieci kapitana Granta'. I kiedy czytelnicy czekają na kłopoty, jakie sprawi (znając podłość tego człowieka), autor pozwala mu przejść przemianę. A gdy klimat staje się zbyt optymistyczny, akcja znowu przyspiesza i do końca już nie zwalnia: pojawiają się piraci, potem ujawnia się kapitan Nemo, a potem rozbitkowie stawiają czoła największemu przeciwnikowi: wulkanowi. Znaczy, dzieje się dużo, akcja cały czas zaskakuje i ciężko się oderwać.

Prawdopodobnie najlepsza książka Verne'a i generalnie rzecz godna polecenia dla każdego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz