sobota, 20 lipca 2013

'Terror of the Autons'

Kiedy współczesny Doktor zawodzi, sięgamy sobie do Doktora klasycznego i dostajemy taki np. 'Terror of the Autons' (055, EEE).

Nowy sezon rozpoczynamy z nową companionką, Jo Grant - oraz z nowym przeciwnikiem, Masterem, który zostanie z nami na znacznie dłużej. Jest więc villain z masterplanem (śmiercionośne plastikowe narcyzy), jest sporo widowiskowych scen akcji, jest spektakularny finał na wieży radioteleskopu. Dobre. (Choć oczywiście wymaga tolerancji na brytyjską TV z lat 70-tych.)

Aha - i jak zwykle warto zerknąć, co Perrymanowie mają na ten temat do powiedzenia.

piątek, 19 lipca 2013

"There you are. Good as new."

'The Best Exotic Marigold Hotel' na spontanicznie odwiedzonym letnim seansie Pod Baranami. Niby taka tam zwyczajna komedia obyczajowa. Ale jak zrobią to Anglicy, to nawkładają znakomitych aktorów i świetnych dialogów - i nagle film robi się warty obejrzenia. Można polecić nawet ludziom, których kompletnie nie obchodzi los Anglików, którzy na starość przeprowadzają się do Indii.

Bill Nighy (nie) naprawiający zepsutego telefonu: warte ceny biletu :)

czwartek, 18 lipca 2013

USA kontra Albania, sędziuje Francja

'Taken': zła albańska mafia porwała córkę amerykańskiego byłego tajnego agenta. Ten jedzie więc do Paryża, tropi ich i wszystkich po kolei zabija. Brzmi głupio? Bo faktycznie nie jest specjalnie mądre, ale to nie zmienia faktu, że film działa zadziwiająco dobrze. Neeson w mniej ugrzecznionej roli daje z siebie wiele, scenariusz nie gubi wątku ani na sekundę, a reżyser precyzyjnie robi, co do niego należy. Warto spróbować.

'Taken 2' ma opinie zdecydowanie gorsze i faktycznie jest w pewnym stopniu odcinaniem kuponów. Ale wszystkie zalety oryginału pozostają, a na dokładkę dostajemy filozoficzne pytanie o skutki przemocy - nawet tej czynionej w służbie dobra. Zamiast odpowiedzi otrzymamy co prawda maksymalnie cyniczny banał, ale co tam, samemu podumać tez można. Powinno się spodobać, jeśli pierwsza część podeszła.

środa, 17 lipca 2013

A Good Day to Have a Son

'A Good Day to Die Hard' czyli podejście piąte. Nienajgorsze, choć nie bardzo zachwyca. Część czwarta była kompletnym odcinaniem kuponów, tym razem mamy do czynienia z lekkim pomieszaniem gatunków. Rzecz bowiem bardziej ogląda się jak 'Mission: Impossible': polityczno-sensacyjna akcja w Rosji, z udziałem CIA i takich tam. Sceny akcji co prawda trzymają McClane-owy styl, takoż i humor, ale nie można się oprzeć wrażeniu, że to nie do końca właściwa sala kinowa.

No i kwestia syna (najwyraźniej pozazdrościli Indy'emu): może i istniał wcześniej (przez sekundę w I), ale dlaczego w takim razie nie pojawił się w IV nawet w dialogach?

Do obejrzenia dla fanów gatunku.

wtorek, 16 lipca 2013

Deathprouf Basterds

Zrobiło się o Tarantino jakby znowu trochę głośniej, a ja się zorientowałem, że mam w tej dziedzinie spore zaległości. Przyczyną jest oczywiście 'Kill Bill', który mógł być znakomitym dwugodzinnym filmem - ale jako czterogodzinne monstrum jest całkowicie nieprzyswajalne. (Jeśli 45-minutowa scena walki powoduje, że sceny wprowadzające w sens filmu zostają wypchnięte do części drugiej, to ja podziękuję.)

Tak więc: 'Deathproof'. Kiepski bardzo. Dwugodzinny film, z czego akcji jakieś dwadzieścia minut. Reszta to przeraźliwie nudne dialogi o tym, gdzie kupić prochy. Kurt Russell nie ratuje sytuacji, końcowy pościg też nie, bo publiczność już dawno wyszła z kina.

'Inglourious Basterds' dużo lepsze. Pomysł zasadniczy wręcz znakomity: ideologiczna walka z faszyzmem na płaszczyźnie sztuki filmowej wymieszana z dramatem zemsty. Niestety bardziej interesuje Tarantino stworzenie westernowej legendy II Wojny Światowej, a to już Europejczykom znacznie trudniej przyswoić. Ale generalnie obejrzeć warto dla ciekawej koncepcji i pełnej bezczelności w jej realizacji.

Natępny przystanek: Django.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Łupy z ostatniego Math Trade'a

Łupy z ostatniego MathTrade'a wreszcie ograne:

'Kruki Odyna' - 'wyścigowa' karcianka dla dwóch osób. Sympatyczna, ale właściwie nic specjalnego. 'Aton' udał się autorowi nieporównanie lepiej.

'Roma' daje więcej możliwości do pokombinowania, głownie taktycznie, ale są też elementy różnych strategii. Mnie się spodobało, ale Anię odrzuciła losowość kostek.

Kooperacyjny 'Władca Pierścieni' jest mechanicznie całkiem porządny i gra potrafi wciągnąć - ale niestety tylko na jedną partię. Jest mianowicie ten sam problem, co z 'Star Trek: Expedition' - gra zawiera tylko jeden scenariusz i regrywalność jest zerowa. Jakby grać w Pandemica z identycznym za każdym razem początkowym ustawieniem chorób.

'Eclipse' zachwyca mechaniką, w której tak zwięźle udało się upchnąć tak wiele. Pierwsza partia ujawnia co prawda problemy z losowa dostępnością technologii i przepakowaniem rakiet, ale i tak chcę więcej. Choć pewnie nieprędko, gra jednak te 3-4 godziny zajmuje.

'Elasund' został zgodnie skrytykowany przez trójkę współgraczy jako 'nudny'. I teraz, nie wiem, czy podobało mi się, bo wygrałem - czy faktycznie jest to ciekawa taktyczna 'budowlanka'.

Najlepszy nabytek: 'Municipium'. Lekka, mocno taktyczna area control - w sam raz dla ludzi, których denerwuje konieczność żmudnego móżdżenia typowego dla gatunku. Choć i tak żaden ze współgraczy nie podziela mojego zachwytu.