środa, 27 listopada 2013

Ringworld

Jak się czyta 'Znany Wszechświat' Nivena wg wewnętrznej chronologii, to 'Ringworld', najbardziej znana pozycja, wypada na końcu. Może trochę dziwnie, ale spora liczba odniesień do wcześniejszych książek daje sporo radości.

Najpierw jest wyprawa na Ringworld w mieszanym towarzystwie, podczas której ma miejsce parę ciekawych przygód - ale główne odkrycie książki dotyczy wydarzeń, które nic wspólnego z Ringworldem (historycznie ani geograficznie) nie mają.

Potem jest powrót na Ringworld i wielkie odkrycie, które bezpośrednio dotyczy Ringworldu oraz historii - i przyszłości - ludzkości. I spektakularna walka na koniec.

Potem ni z gruszki ni z pietruszki questujące fantasy - grupa istot z różnych ras gromadzi się na wyprawę przeciwko wampirom. Poważnie, z pół książki na to schodzi i jak wraca do głównego wątku, to nie daje już rady wrócić do siebie - końcówka jest chaotyczna i bylejaka.

I na koniec wielka walka o Ringworld na galaktyczną skalę, ale w klimacie niezwykle kameralnym.

Jest to bez wątpienia Niven: mnóstwo spektakularnych pomysłów technologicznych, socjologicznych, kosmologicznych - oraz na opowiedzenie ciekawych intryg. Coś jakby Asimov bardziej wczuł się w klimat lat 70-tych :) Do tego dochodzi (nie zaobserwowany przeze mnie wcześniej) 'efekt Amberu' - każdy następny tom musi przenicować przynajmniej jeden podstawowy fakt kosmologiczny z tomów poprzednich. W tym wydaniu bycie czytelnikiem robionym w konia wypada - trzeba przyznać - całkiem przyjemnie.

Nie zawsze łatwe w lekturze (zwłaszcza 'Throne'), ale autor szybko powraca do rzeczy.

Polecam, choć muszę przyznać, że wbrew powszechnym opiniom nie są to najlepsze książki Nivena.

Dalszy kurs: prequelo-sidequelo-sequelowy cykl '... of Worlds' i m-dziesiąt n tomów opowiadań 'Man-Kzin Wars', z których większość nawet nie jest Nivena. :)

wtorek, 26 listopada 2013

Pięćdziesięciu Doktorów

'The Day of the Doctor' - wielki hype i niziutkie oczekiwania. A w sumie wyszło całkiem nieźle. Porządnie opowiedziany 'crossover', bez dużej ilości moffatowskiego machania rękami. Aktorzy dopisali, dialogi bawią, historia trzyma sens mimo sporej liczby skoków w czasie.

Razi oczywiście niczym gigantyczna dziura w środku ekranu brak Ecclestone'a. Co oni mu takiego zrobili na planie Doktora, że woli ganiać po polach bitew z długimi uszami?

Zwraca także uwagę minifilmik 'The Night of the Doctor', który podarowuje McGannowi godny koniec i przy okazji fantastyczny kontekst dla Wojny Czasu.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Post-Avengers

Fiasko 'The Avengers' znacząco obniżyło moje oczekiwania wobec kolejnych produkcji marvelowych. Ale nie aż tak, żeby ich nie obejrzeć. :)

I słusznie, bo zarówno trzeci 'Iron Man', jak i drugi 'Thor', to bardzo dobra rozrywka. Dobry aktorzy, szybka akcja, błyskotliwe dialogi, świetne efekty, sporo humoru. I nawet scenariusze niespecjalnie głupie :)

W szczegółach, 'Iron Man' w sumie podobny do części wcześniejszych, ale troszkę jakby słabszy przez (niepotrzebne moim zdaniem) parcie za zakończenie trylogii.

Nowy 'Thor' za to bardziej nieco filmowy niż teatralny, przez co zrobił na mnie chyba nieco mniejsze wrażenie. Ale za to finał w Londynie wyjątkowo spektakularny.

Polecam dla relaksu. [Ale nie porównywać z dobrymi komiksami :) ]