piątek, 15 lutego 2013

'Tajfun'

Po wydaniu Mandragory wydawało się, że to już koniec Tajfunowego renesansu, ale jednak Ongrys stanął na wysokości zadania. Oprócz dokończenia wznowień ("Monstrum"), dostaliśmy dwa nowe albumy. Co oczywiście jest świetnym pretekstem do ponownego przeczytania całości.

'Tajfun' to kwintesencja przygodowej fantastyki z lat 80-tych. Silnie inspirowana Gwiezdnymi Wojnami, Bondem, Bruce'em Lee - i Funkym Kovalem. Akcja jest tak szybsza niż jej sens, intrygi kompletnie niewiarygodne, bohaterowie mówią 'odzywkami', a źli głaskają puchate koty i śmieją się demonicznie. Jeśli ktoś lubi ten klimat, będzie się na pewno podobało - ale oczywiście najbardziej trafi do tych, którzy wsiąkli w niego w dzieciństwie.

Niezależnie od tego, jak by oceniać (w końcu czysto rozrywkowe) scenariusze, Raczkiewicz jest genialnym rysownikiem. I nie o to chodzi, że rysuje jakoś szczególnie pięknie - malarsko jak Rosiński czy niewiarygodnie drobiazgowo jak Polch. Wprost przeciwnie, rysunki czasem sprawiają wrażenie niedbałych, ale nigdy nie są nieczytelne. Każdy panel ma swoją funkcję, każdy wyraża tempo i charakter akcji, a wszystkie razem są genialnie skomponowane w strony, które prowadzą oko czytelnika płynnie niczym kamera. Jakby powiedzieli Amerykanie, godny uczeń Kirby'ego :)

Wydanie Mandragory (zbierające pierwsze trzy oryginalne 'albumy') było dość powszechnie krytykowane za położone na nowo kolory. Mnie osobiście nie przeszkadzały, ale muszę przyznać, że przy lekturze ongrysowego 'Monstrum' (gdzie zostały kolory oryginalne) zauważyłem różnicę - faktycznie, pasują znacznie lepiej.

'Synonim zła' to pierwszy z nowych albumów, stworzony przez Raczkiewicza w euforii po świetnym przyjęciu na Międzynarodowym Festiwali Komiksu w Łodzi. Jest to wydanie kolekcjonerskie, wydane 'w czynie społecznym' w celu finansowego wsparcia autora. Widać niestety, że rzecz wydana jest w niejakim pośpiechu. I nie chodzi nawet o brak koloru, ale o to, że autor miejscami zbyt dobrze się bawił przy tworzeniu - część plansz to zwykłe wygłupy, które przy normalnym wydaniu zostały by usunięte przez redaktora. Jako bonus możemy podziwiać autora w nieco innym medium - część plansz została bowiem namalowana.

'Bez kompromisów' natomiast to właściwie zbiór fanfików - o tyle jednak nietypowych, że rysowanych przez autora. Jest to pięć krótkich historyjek, do których scenariusze napisali trzej autorzy. Część przedstawia kontynuacje historii z oryginalnych albumów, część usiłuje zmienić Tajfuna w Brudnego Harry'ego. Udaje się to (zwłaszcza to drugie) średnio. Możemy co prawda nadal podziwiać grafikę Raczkiewicza, ale cudze scenariusze dają mu mniejsze pole do popisu przy kompozycji paneli i stron. Co ciekawe, Kriss i Maar praktycznie wcale w tym albumie nie występują.

Werdykt? Raczej do szufladki z napisem 'nostalgia' - z wyjątkiem tych czytelników, którzy żywotnie zainteresowani są sztuką komiksowego opowiadania.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz