niedziela, 27 listopada 2011

Mr Jack Pocket

Kieszonkowy Kuba ('Mr Jack Pocket') trafił wreszcie na stół. Niewątpliwy podziw wzbudza sposób, w jaki autorzy skompensowali tą grę, nie ujmując jej "ciężkości" ani odrobinę. Naprawdę, przy maksymalnej minimalizacji liczby fizycznych elementów i specjalnych zasad udało się bez strat przedstawić jądro 'Mr Jacka': widoczność/niewidoczność, wybór akcji, wyścig z czasem w obie strony. Właściwie, pierwszy 'Mr Jack' (z dodatkiem) od czasu 'Nowego Jorku' był już kandydatem do MathTrade'u - a teraz najprawdopodobniej trafią nań razem.

Ale rozgrywka ta uświadomiła mi też jeszcze jedną rzecz: ta gra, mimo swojej genialności, przeraźliwie mnie irytuje. Trzeba po prostu pilnować zbyt wielu rzeczy i bardzo często zdarza się po wymyśleniu niesamowicie sprytnego planu, że przegapiłem jakiś krytycznie banalny szczegół. Z jednej strony, nie wydaje mi się, żeby można grać w 'Mr Jacka' na wyczucie, nie analizując wszystkich możliwości - a z drugiej strony, nawet po takiej analizie okazuje się, że coś przegapiłem. Jeśli tak jest, to gra nie testuje w istocie umiejętności strategicznych, a "pojemność" mózgu, umiejętność żonglowania dużą liczbą szczegółów naraz. Czy tak jest, czy po prostu coś robię źle? A może zwyczajnie się już starzeję?

W każdym razie: 'Mr Jack Pocket' jest zdecydowanie godny polecenia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz