niedziela, 13 stycznia 2013

Woody Allen: retrospektywa

...albo, mówiąc po ludzku, nadrabianie zaległości z ostatnich pięciu lat (plus jeden klasyk).

'Śpiocha' jakoś nigdy wcześniej nie widziałem, a od czasu do czasu ktoś go gdzieś wychwala. Do mnie trafił nie do końca. W równych dawkach wymieszane dystopia i slapstick. Obie z osobna nawet zajmujące, ale co robią razem w jednym filmie?

'Vicky Cristina Barcelona', 'Whatever Works' i 'You Will Meet a Tall Dark Stranger' razem reprezentują wątek 'życie jest przypadkowe, nigdy nie wiesz, co cię czeka, więc nie szarp się, tylko korzystaj z każdej okazji'. No cóż, przy odrobinie pomysłu da się pewnie z tego zrobić dobry film. Ale kiepska obyczajówka, właściwie opera mydlana, nie jest właściwym podejściem do problemu. Jeśli jeszcze nie mamy pomysłu na zakończenie wątków i zostawiamy bohaterów w większych kłopotach, niż byli na początku, to wywołamy w widzach wyjątkowo kiepskie wrażenie. Jedynie 'Whatever Works' da się jakoś oglądać, ze względu na monologi głównego bohatera, który mocno przypomina dra Beckera.

W 'Midnight in Paris' Allen kompletnie zmienia podejście i prezentuje właściwie list miłosny do Paryża. Z jednej strony wcielona nostalgia do lat 1920-tych, ale z drugiej - nieco niegłupich praktycznych wniosków życiowych. I Hemingway jako archetyp mężczyzny. I Wilson gra świetnie, niby typowy 'dubler' Allena, ale jednak wystarczająco odmienny, aby odróżnić tą postać.

'To Rome with Love' skupia się na mieście nieco mniej, za tom prezentuje trzy różne historie. Mamy młode małżeństwo, równie oszołomione nowym życiem, co wielkim miastem. Mamy zwykłego urzędnika, który z dnia na dzień kompletnie bez uzasadnienia staje się sławny. I mamy grabarza, który w późnym wieku rozpoczyna karierę operową. Wszystkie trzy nieco odjechane - w ogóle odejście od realizmu, podobnie jak w 'Paryżu', zdecydowanie wyszło filmowi na dobre: oprócz dobrej komedii jest też trochę nad czym pomyśleć.

2 komentarze:

  1. Nie lubie W.Allena- jest przegadany i wtorny. Jeden dwa filmy mozna obejrzec, ale nie moglbym sie nim fascynowac jak np. depresyjnym L.von Trierem.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie da się ukryć, że allenowskie klimaty trzeba czuć, by się do jego filmów przekonać...

    OdpowiedzUsuń