czwartek, 17 listopada 2011

Marcin Wolski: "Doktor Styks"

Marcin Wolski: "Doktor Styks"

Napis z tyłu okładki:
"Młody radiowiec, Gwidon Michałowicz, przejmuje popularne słuchowisko, którego twórca zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Próbując dopisać zawieszoną historię i rozwiązać tajemnicę śmierci poprzednika, Gwidon prosi o pomoc aktorów, którzy współpracowali przy realizacji programu. W ten sposób poznaje Agnieszkę, młodą techniczkę, która wydaje się nie pasować do rzeczywistości lat siedemdziesiątych. Niespodziewanie Gwidon przenosi się do świata ze słuchowiska. Jednakże urok międzywojennej Warszawy szybko znika wraz z kolejnymi doniesieniami o spisku, który uknuł tajemniczy doktor Styks. Tymczasem sytuacja zaczyna się wymykać spod kontroli, bowiem bohaterowie programu radiowego zaczynają przenikać do rzeczywistości Michałowicza.
Gwidona goni czas, śledztwo wymaga rozwiązania, a w dodatku z każdym kolejnym krokiem postawionym pomiędzy światami wzrasta zagrożenie dla obu rzeczywistości. A doktor Styks tylko na to czeka."

* Co z tego zrozumiał Adrian? "Sensacyjna przygodówka o przeniknięciu polskich lat 30-tych w stylu pulp do współczesności" (I tylko cichutki dialog z tyłu głowy: "-Przecież nie ma czegoś takiego jak polski pulp" "-Wolski przecież o polskim radiu wie sporo. A jeśli nic nie było, to stworzy coś przekonującego")

* Jaka naprawdę jest książka?
Obyczajówka z lat 70-tych. Wolski prawdopodobnie mocno czerpie z własnych doświadczeń z pracy w radiu (i w ogóle życia) w tamtych czasach. Nie jest to też tylko dekoracja, cenzura i polityka jest istotnym tematem tej książki.
A pulp? Pulpu polskiego oczywiście nie ma, najbliżej, jak się da dojść w Polsce do masowej zachodniej kultury popularnej, to kryminał.
A fantastyka znaczy się jakaś w ogóle? Z gatunku, który znoszę najgorzej: "przyśniło mu się, że", "wszedł w mgłę i wyszedł w latach 30-tych", "w czasie transu hipnotycznego", itd. Rzecz jest spójna wewnętrznie, bo tak naprawdę traktuje o relacji (odpowiedzialności?) twórcy za dzieło stworzone - ale niestety w manierze, powiedzmy, realizmu magicznego.

Podsumowując, rzecz jest niezła, ale niestety spodziewałem się czegoś zupełnie innego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz